Według ostatnich badań poza ojczyzną żyje ponad 21 milionów Polaków lub osób polskiego pochodzenia. Biało-czerwone korzenie mogą sięgać dalej i doskonale widać to w piłce nożnej. Znany i świetnych piłkarzy nie brakowało i nie brakuje. Przejrzeliśmy biografie wielu graczy i wybraliśmy najlepszych i najciekawszych!
Losy Polski i państwa polskiego sprawiły, że rodacy „rozlali się” po całym świecie. Czasem z własnej woli, często z braku wyjścia. Polonia mocno się rozrosła, bo w innych częściach świata żyło im się lepiej. Obecnie osób z polskimi korzeniami, z polskimi dziadkami czy rodzicami jest bardzo wiele. Widać to w piłce nożnej, gdzie na każdym kroku można trafić na polskobrzmiące nazwisko.
Tak naprawdę najwięcej piłkarzy z polskimi korzeniami możemy znaleźć w trzech miejscach: na Wyspach Brytyjskich, w Niemczech oraz we Francji. Wszystkie te destynacje mają podłoże historyczno-ekonomiczno-polityczne. Postanowiliśmy przeanalizować piłkarzy z ostatnich 30 lat, którzy byli znani nie tylko lokalnej społeczności kibicowskiej. Każdy z nich ma większe lub mniejsze powiązanie z Polską, chętniej lub mniej się tym chwali. Zestawienie robi jednak wrażenie.
Czytaj także: TOP 10 Polaków w Bundeslidze, czyli najlepsi „biało-czerwoni” na niemieckiej ziemi
Pierre Littbarski
Mistrz świata z 1990 roku z reprezentacją Niemiec ma francuskie imię i polskobrzmiące nazwisko. Jego pradziadek pochodził z Warszawy, ale Pierre Littbarski zawsze czuł się stuprocentowym Niemcem. W Bundeslidze rozegrał 414 meczów i strzelił 116 goli, głównie dla 1. FC Koln. W reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów zagrał w 73 meczach, zdobywając 18 bramek.
Lukas Podolski i Miroslav Klose
Kto wie, czy Littbarskiego nie podziwiali dwaj inni reprezentanci Niemiec, których polskie korzenie są jeszcze bardziej oczywiste. Lukas Podolski, który urodził się w gliwickiej dzielnicy Sośnica, nigdy nie wstydził się polskich korzeni, co rok odwiedzając babcię, czy ukochany klub swój i ojca – Górnik Zabrze. „Poldi” mówi po polsku, czuje do naszego kraju duży sentyment. Fakt, że w 2021 roku zdecydował się zagrać dla Górnika w Ekstraklasie, dobitnie to pokazuje. Lukas to mistrz świata z 2014 roku, brązowy medalista Mistrzostw Świata z 2006 i 2010 oraz srebrny medalista Euro 2008. W karierze strzelał gole m.in. dla 1. FC Koln, Bayernu Monachium, Arsenalu, czy Galatasaray.
Miro Klose, który urodził się w Opolu aż tak bardzo związkami z Polską specjalnie nie lubił się chwalić. Gdy był dzieckiem jego rodzice zabrali go najpierw do Francji, a potem do Niemiec, gdzie najpierw zamieszkali w obozie dla uchodźców. Wydawało się, że Klose odcina się od swoich korzeni, ale w 2012 roku udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, gdzie przyznał: „Tu się urodziłem, tu spędziłem część dzieciństwa, tu mam rodzinę. Poza tym, moja żona pochodzi z Polski. Z dziećmi rozmawiamy po polsku i po niemiecku. Jak pan słyszy mój polski jest nie najgorszy choć czasem wtrącam niemieckie słowa. Nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę.”
Dariusz Wosz, Martin Max, Bernd Schneider
Skoro już jesteśmy przy niemieckich graczach, to w Bundeslidze nie brakowało i nie brakuje nadal takich z polskimi korzeniami. Czasem te korzenie są niemal niewidoczne i tylko sprawne oko je wychwyci. Z Dariuszem Woszem tak nie było, bo urodził się w Piekarach Śląskich w 1969 roku. W wieku 10 lat wyemigrował na Zachód. – W Polsce nauczyłem się prostych rzeczy. Nie miałem nawet butów piłkarskich – wspominał w jednym z wywiadów. Wosz po latach stał się prawdziwą legendą klubu VfL Bochum. W Bundeslidze rozegrał 324 mecze, strzelając 39 goli i notując 77 asyst.
Martin Max urodził się w 1968 roku w Tarnowskich Górach. Jako junior trenował w bytomskim klubie o nazwie Rodło Górniki. W 1989 roku trenował już w Niemczech, gdzie się przeprowadził, reprezentując barwy Borussii Mönchengladbach, z którą zdobył Puchar Niemiec. Z Schalke 04 z kolei sięgnął po Puchar UEFA. Z kolei w TSV 1986 Monachium zdobył dwukrotnie nagrodę dla najlepszego strzelca Bundesligi. Max w 2002 roku rozegrał jeden, jedyny mecz w reprezentacji Niemiec.
Najbardziej tajemniczo i pogmatwanie przedstawia się historia polskich korzeni Bernda Schneidera, ważnego gracza Bayeru Leverkusen i reprezentacji Niemiec. Piłkarz ten miał się nazywać Arkadiusz Skrzypiciel. Oficjalnie urodził się w niemieckiej Jenie. Nieoficjalnie w Wodzisławiu Śląskim. Potem miał wyemigrować z rodzicami do Darmstadt. Ojciec piłkarza, Janusz Skrzypiciel grał w Odrze Wodzisław. Polskie korzenie Schneidera wywołały zainteresowanie niemieckich mediów, ale sam zainteresowany nigdy się to tego nie odniósł. W 2009 roku zawiesił buty na kołku, a największym sukcesem jest tytuł wicemistrza świata z 2002 roku.
Koscielny, Kurzawa, Kolodziejczak, Sikora, Sibierski
Z Niemiec przenosimy się do Francji, gdzie polskobrzmiących nazwisk nie brakuje i mocno rzucają się one w oczy. Z takich piłkarzy można by ułożyć całkiem niezłą drużynę. W przeciwieństwie jednak do niemieckich graczy większość z nich łączy z Polską niewiele, a sami też niezbyt o te wspomnienia dbają. Oczywiście przeciwieństwem był Ludovic Obraniak czy Damien Perquis, ale to zawodnicy, których pomijamy z faktu, że ostatecznie w reprezentacji Polski wystąpili.
Dziadek Laurenta Koscielnego był Polakiem, a gdy ten grał w Lorient polska federacja chciała aby reprezentował biało-czerwone barwy. Ojciec piłkarza przyznał jednak, że polska strona nie była sama co do tego przekonana i zabiegała niemrawo. Koscielny zapracował na transfer do angielskiego Arsenalu, gdzie stał się kluczowym defensorem. Z „Kanonierami” Laurent sięgał po Puchary Anglii i Tarcze Wspólnoty, a w reprezentacji Francji rozegrał aż 51 meczów, w 2016 roku zdobywając wicemistrzostwo Europy. Obecnie Koscielny broni barw Bordeaux.
W Pogoni Szczecin gra Rafał Kurzawa, ale nie ma on nic wspólnego z Layvinem Kurzawą z PSG. Dekadę temu Layvin miał otrzymać propozycję gry dla reprezentacji Polski poprzez… jeden z portali społecznościowych. W 2014 roku zadebiutował w kadrze Francji. Za 25 mln euro trafił do Paris Saint-Germain. Lewy obrońca zaliczył 13 meczów i 1 bramkę dla seniorskiej reprezentacji „Trójkolorowych”. Próbę podjęto też w przypadku Timothée Kolodziejczaka. Miało to miejsce ponad 15 lat temu, ale ojciec piłkarza i sam zawodnik nie byli przekonani co do gry dla biało-czerwonych. Kolodziejczak zaliczył występy we wszystkich kategoriach wiekowych juniorskich reprezentacji Francji, ale w pierwszym zespole nie zagrał nigdy. Najlepszy okres miał grając w hiszpańskiej Sevilli i niemieckiej Borussii Mönchengladbach.
W Lens swoje piętno odcisnęli dwaj piłkarze z polskimi korzeniami – Erik Sikora i Antoine Sibierski. Ten pierwszy stał się legendą górniczego klubu z Francji. Rozegrał w jego barwach 545 meczów (!), a później pełnił rolę trenera. Sibierski zwiedził dużo więcej klubów, bo oprócz Lens były jeszcze m.in. Lille, Manchester City, czy Newcastle United.
Dybala, Filipe Luis, Jagielka, Radzinski
Na koniec zostawiliśmy sobie prawdziwe wisienki na torcie. Chodzi o piłkarzy z polskimi korzeniami niepochodzącymi z trzech głównych państw, o których pisaliśmy wyżej. A nazwiska mogą robić wrażenie. Zaczynamy od Argentyńczyka Paulo Dybali. Gwiazdor Juventusu i Serie A w 2012 roku miał przyjąć obywatelstwo jednego z państw Unii Europejskiej. Dziadek Bolesław był Polakiem, ale przed II wojną światową udał się do Argentyny. Paulo miał też włoskich przodków i wybrał ten paszport.
Czuję się bardziej Polakiem niż Włochem. Pod względem charakteru mój tata był bardziej Polakiem. Podobnie jak mój brat. Wszyscy trochę jesteśmy [Polakami]. Może mamy nieco chłodniejszą, polską krew. Włosi wydają się być bardziej emocjonalni
Paulo Dybala dla „The Guardian”
Materiał filmowy o Argentyńczyku nakręcili polscy dziennikarze Mateusz Święcicki i Filim Kapica. Ten pierwszy przygotował też kapitalny materiał o historii przodków Filipe Lusia Kasmirskiego, byłego reprezentanta Brazylii i kluczowego gracza Atletico Madryt. Dziadek piłkarza pod koniec XIX wieku przybył do Brazylii, gdzie osiedlił się na skraju dżungli w Santa Catarina. Prawdopodobnie rodzina nazywała się Kaźmirski lub Kaźmierski. Podobno kiedyś interesowała się nim reprezentacja Polski. Filipe Lusi zdobył m.in. mistrzostwo Hiszpanii i stał się podstawowym reprezentantem Brazylii, ale chętnie poznał historię swoich przodków.
Legendą, ale kanadyjskiej piłki nożnej jest Tomasz Radzinski. Jako 15-latek opuścił Polskę, choć trenował w Cuiavii Inowrocław. Najpierw z rodziną osiedlił się w Niemczech, by po dwóch latach wyjechać do Kanady. Jako 21-latek trafił do ligi belgijskiej, ale angielski Everton wykupił go za 4,5 mln funtów, przez co Radzinski stał się najdroższym piłkarzem w historii kanadyjskiego futbolu. W reprezentacji „Klonowego liścia” rozegrał 45 meczów i zdobył 10 bramek.
40 meczów dla reprezentacji Anglii rozegrał Phil Jagielka, a właściwie Filip Nikodem Jagielka, którego dziadkowie przybyli do Anglii z Polski. Sam Phil urodził się w Manchesterze i od zawsze marzył o grze w drużynie „Synów Albionu”. Rozegrał ponad 300 meczów dla Evertonu, a jego doświadczenie w Premier League jest prawie dwa razy większe.
Mniej znanych piłkarzy z polskimi korzeniami jest oczywiście więcej, moglibyśmy pisać i pisać, ale postacie, o których wspomnieliśmy w tym tekście odegrały znaczące role w swoich klubach lub reprezentacjach. Jak widać, świat futbolu jest mały, a polskie ślady można spotkać na wielu boiskach w Europie…